niedzielne popołudnie napawa się smutkiem
niechybnym żalem niechybnego zakończenia
czterdziestego dziewiątego tygodnia tego roku
który miał być lepszy niż wszystkie inne
lepszy nawet niż osiemdziesiąty piąty
kiedy ogryzek po dzieciństwie upadł w trawę
między mój strach i nie moje nogi
nigdy nic już tak nie drżało
napiłbym się z ciężkim sercem
z moim dobrym nieznajomym
gdyby tylko klimat nie dyszał
miejsca zarezerwowane dla rodzin
dla samotnych chwiejne ławki nad stawem
pełnym łabędziej miłości i krzyżówek
długonogich rusałek z papierosem
i nadzieją na prawdę moich oczu
nie odwrócę nocy na całkiem lewą stronę
niebo nie zapłonie jak brzuch salamandry
za zimno już za późno na dopieszczenie
gwiazdozbiorów połamanych falami
więc wracaj kochanie do domu na czas
mama już klepie tatę i pewnie różaniec
opowie ci jak dobrze było kończyć
w osiemdziesiątym piątym ósmą klasę
i nie tylko wtedy było dobrze, bo i było dobrze w dziewięćdziesiątym drugim
przeczytałam jednym tchem i właśnie na wspomnienia mi się zebrało
świetny wiersz, dobry pomysł, ciekawie temat ujęty
powiesz mi pewnie, że prawię banały, ale co mam powiedzieć?
zasyłam ukłony
a cóz nie jest banałem? miłość piętnastolatków? samotność wybiórcza na ławce? rusałki co mogą być córkami po miłości piętnastolatków?
wszystko jest banałem?! i dzięki temu dla niektórych może być niebanalne:)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach